wtorek, 27 listopada 2012

VI

-Dzień dobry, a może wieczór, mam nadzieję, że się nie spóźniłem i, że nie czekała na mnie Pani tak długo jak mi się wydaje? - cóż za wyczucie czasu, proszę Państwa
-No wchodź, wchodź. Ale co tak oficjalnie?
-Bo widzi Pani... My się jeszcze nie znamy chyba, jestem Ted...
-Jaki znowu Ted? - odkręciłam się i spojrzałam na drzwi. Moim oczom ukazał się wielki, beżowy, przewiązany czerwoną kokardką misiek, który trzymał w rękach kawy i dwie duuuuże wuzetki...
-ej, ale ja nie zamawiałam żadnych miśków, tylko kawę i wuzetkę...- chłopak spojrzał na mnie, trochę rozczarowany, ale te jego błękitne jak laguna oczy... czasami zastanawiałam się czy on przypadkiem nie zamienił się na swoje oczy z jakimś pięknym i dorodnym Husky... Kurde, co ja mówię! Przecież ja się nigdy nad tym nie zastanawiałam! No może raz... Albo ze 3, ale co niby miałam robić w tym szpitalu jak nie myśleć?
-Ojejku, nie spodobał Ci się? Może wymienię go na jakiegoś tygryska, żółwika, słonia czy jeszcze jakiegoś innego dziwoląga, co? Kurde, taka klapa... - i posmutniał... Nie ma nic gorszego jak smutna mina przystojnego faceta...A gdzież tam on przystojny i uderzyłam się niespodziewanie w policzek.
-Miśka, czy z Tobą wszystko w porządku? - zapytał zdezorientowany chłopak.
-Eee... Ja to zrobiłam?
-Tak. Nie powiem, to było bardzo dziwne.
-Przepraszam. Myślałam o czymś i musiałam to wybić sobie z głowy.
- Czyli mnie nie słuchałaś? - nic nie odpowiedziałam. Zarumieniłam się tylko i wywróciłam oczy "do góry kołami" - To chociaż powiedz o czym myślałaś... - serce zaczęło mi walić z coraz większym impetem. Nie, to nie może dziać się na prawdę!
-Wiesz, wolałabym zostawić to dla siebie. Ale mieliśmy rozmawiać i co? Opowiadaj co tam u Ciebie się działo przez te lata!
- Co u mnie się działo? No więc, w gimnazjum byłem z tą Karoliną, co w podstawówce każdy chłopak za nią latał. Nasz związek trwał jakieś 3 godziny, bo to było na wycieczce szkolnej. W trakcie szkoły nauczycielka od biologii pomogła mi się wybić wyżej, niż przeciętni uczniowie. Mówiła mi, ze mam talent, tylko, że jestem leniwy. Podrzucała mi co jakiś czas książki medyczne, jakieś atlasy anatomiczne, w końcu zapisała mnie bez mojej wiedzy na konkurs wiedzy o ciele człowieka. Zostałem laureatem, spodobało mi się to i teraz widzisz mnie jako przyszłego lekarza ortopedę. Zostało mi tylko napisać doktorat, a raczej go skończyć i mogę prawnie leczyć ludzi. Obecnie nikogo nie mam i czekam na Cieb...Na tą jedyną. No ale ja tu sobie, a Ty nic. Teraz Twoja kolej.
- U mnie... Jestem sama z mamą, tata zmarł 5 lat temu. Teraz mamą opiekuje się Michał, lekarz mojej cioci, która też zmarła, a on był jej lekarzem prowadzącym. Ja właśnie kończę liceum, nie wiem co chcę dalej robić, wiem tylko, że chciałam iść na Akademię Policyjną, taką z prawdziwego zdarzenia. No nie mam pojęcia. Ale ej, to z Ciebie dobra partia teraz jest! - uśmiechnęłam się szeroko.
-Ze mnie? Ale jak to?
-No młody, przystojny lekarz, który wie czego chce, robi to co lubi, wolny i do tego widzę, ze wysportowany! Pochwal się, co uprawiasz?
-Ja? A skąd wiesz, że coś trenuję?
-Kochany, widzę to po posturze!
-No dobrze, tylko nie śmiej się. Trenuję judo na Uniwerku w Warszawie. 
-No chyba sobie ze mnie w tej chwili żartujesz! Pokaż mi jakąś dźwignię!
-Dźwignię? Skąd Ty znasz takie pojęcia? No dobrze. - Założył mi zwyczajny klucz na ramię. Tak, z tym to "założył", nie do końca było jak "założył".-Ała! Skąd Ty to znasz?! - zapytał zaskoczony, gdy mu zrobiłam ude garami.
-Może tego nie wiesz, ale od 10 lat siedzę w tym samym co Ty, tylko, że w klubie w naszym miasteczku. 
-No to powiem Ci, że mnie zaskoczyłaś! Ja może nie trenuję, bo chcę, tylko dlatego, że chcę i muszę. Mój wujek jest trenerem, więc szkoda było nie chodzić.
-No rzeczywiście, a ile to się już u Ciebie ciągnie?
-Nie powiem, ale ze 4 albo i 5 lat!
-Nooo kochany, to całkiem nieźle... - zadzwonił telefon. Jakby kurcze nie miał kiedy. Chciałam wygłosić swoją piękną przemowę, jak to ja kocham ten sport, ile zdobyłam nagród, ile wylałam potu na matę, itd.
-Słucham
-Śpisz już? Kochanie, strasznie źle się czuję, Zaraz chyba zemdleję.  - słychać było w słuchawce tylko pik i rozłączenie się. Powiedziałam tylko ciche "Boże" i wykręcałam nadal numer mamy. 

1 komentarz: