czwartek, 31 stycznia 2013

VIII


-Dzień dobry Państwu. Widzę, że rodzinka w komplecie. Moje nazwisko Orłowski, będę Panią obserwował przez jakiś czas.  - powiedział młody lekarz. Czy wszyscy lekarze tu muszą być tak cholernie przystojni?
-Dzień dobry Witku, wiesz już coś może?
-Tak Michale... Nie wygląda to najlepiej. Potwierdziła się anemia, ale myślę, że to jest jeszcze nic w porównaniu z tym, co mam Wam wszystkim do powiedzenia... - mina mu zrzedła. Nie pasuje mi to.
-Pani Kasiu... Jest Pani w dość ryzykownym wieku. Ja niczego nie sugeruję, tylko chciałbym Panią uprzedzić, że Pani wiek na takie wybryki nie jest już odpowiedni - powiedział młody przystojniacha szczerząc się raz w jej stronę, raz w Michała zerkając czasem na mnie. O co mu do cholery chodzi! Co ma na myśli mówiąc, że jest za stara? Nic już z tego nie rozumiem.
-Kurde, Jacek powiesz w końcu o co chodzi? - Michał zdenerwował się na poważnie.
-Dobrze, powiem Ci, ale wyjdźmy do mnie do gabinetu. Myślę, że pierwszy powinieneś się dowiedzieć. - nie rozumiem tego faceta za grosz!
Minuty mijają, serce coraz bardziej daje się we znaki bijąc w szybkim rytmie.Najgorsze dla człowieka jest chyba to czekanie na wiadomość, która może być straszna, okropna i nie do opisania zarazem. Spoglądam na mamę. Pobladła, wygląda jakby schudła. Rzeczywiście coś się musi dziać i ja tego nie zauważyłam. Czemu byłam aż taka ślepa, żeby nie zauważyć, że dzieje się coś z najbliższą memu sercu osobą? Nigdy chyba sobie tego nie wybaczę. Chociaż, ja to ja, a ona? Czy ona kiedykolwiek  mi wybaczy? Odwróciłam się na drugi bok. Nie chciałam, żeby ktoś zobaczył, że płaczę. A już na pewno nie ona. Mój szloch zamienił się w prawdziwą rozpacz. Nie potrafiłam tego opanować. Zaraz poczułam, jak ktoś staje przy moim łóżku, głaszcząc mnie po głowie. To była ona. To była moja mama. 
-Skarbie, co się stało? Czemu płaczesz? Przestań, wszystko będzie w porządku.
-Mamo, przepraszam. Przepraszam Cię za to, ze nie zauważyłam nic wcześniej.Nie zauważyłam jak się zmieniłaś w ostatnim czasie. Jesteś ciągle przemęczona, a ja Ci nie pomagam w niczym. Wymiguję się od codziennych prac treningami, zabawami, przyjaciółmi i nauką. Kiedy Ty cierpisz, ja się doskonale bawię. Czy Ty mi kiedykolwiek wybaczysz? Zrozumiem, jeśli nie.
-Głuptasie! Jesteś moją córką! Dla mnie najważniejsze jest to, że jesteś szczęśliwa i robisz to co kochasz. Nie mam nic przeciwko Twoim wyjściom, treningom czy przyjaciołom. Jeżeli godzisz to z nauką, to ja jestem jak najbardziej za.Gamoniu, nie masz mnie za co przepraszać. Kocham Cię - i pocałowała mnie w czoło. Moja mama. Moja najukochańsza mama. Zawsze jest przy mnie i mama nadzieję, że tak już do końca zostanie.
-Przepraszam czy ja nie przeszkadzam? - obydwie skierowałyśmy wzrok w stronę drzwi, w których stał nie kto inny, tylko Michał. 
-Nie Kochanie, co powiedział lekarz? - zapytała się mama. Widać było po niej, że się bardzo denerwuje, choć próbowała to ukryć. Czułam jak jej ręka drży trzymając ją zaciśniętą wokół mojej.
-Nie wiem czy Wam ta informacja się spodoba, mi na początku zrobiło się słabo, ale później... a zresztą. Kasiu, przepraszam, że tak przy Michalinie... Ale myślę, ze powinna o tym też wiedzieć - mama spojrzała na niego z przerażonym wzrokiem jakby wiedziała, że to co zaraz wypłynie z jego ust, będzie najgorszą wiadomością od momentu śmierci taty. Ścisnęła moją rękę mocniej, kiwnęła głową i pozwoliła mu mówić dalej - Więc, mam dwie wiadomości. Dobrą i złą. Którą wybieracie pierwszą? - z jego wzroku dało się wyczytać, że cieszy się jak małe dziecko, choć starał się za wszelką cenę nie dać po sobie nic poznać. Ach ci faceci. Mama spojrzała na niego tym razem nie ufnym wzrokiem, przełknęła szybko ślinę i powiedziała.
-Zacznij od złej. I błagam, nie trzymaj nas w tak dużej niepewności.
-Więc zła jest taka, że przypuszczenia z anemią potwierdziły się. Dostaniesz parę tabletek, poleżysz sobie trochę na ginekologicznym i wypuszczą Cię.
-Zaraz zaraz... Jakim ginekologicznym?! Michał, to Ty mówisz? Opamiętaj się! Czy ja jestem chora? Mam guza macicy? Raka szyjki macicy? Boże teraz tak dużo o tym się mówi, więc i mnie pewnie to dopadło! O mój Boże, dopiero zaczęłam czuć, że żyję dzięki Tobie, a już muszę się z Tobą żegnać
 ile czasu mi zostało?
-Hmm... Jakby tak przeliczyć dobrze, to masz jeszcze przed sobą 7 miesięcy - powiedział brunet ciągle się uśmiechając.
-Mamo! - no i rozwyłam się. Straciłam ojca, teraz czas na matkę. Objęła mnie i zaczęłyśmy razem płakać.
-Chwila, chwila a ja?! Ja też chcę się przytulić! W końcu to też moja zasługa...
-Jak to Twoja zasługa? Ja już nic nie rozumiem.
-Kasiu, za 7 miesięcy zostaniesz ponownie mamą, ja po raz pierwszy ojcem a Michalina będzie miała rodzeństwo!
-To się kurcze blaszka porobiło... - powiedział zdezorientowany Radek stojący w drzwiach naszej sali.



Widać nabieram rozpędu i kolejny rozdział. Jakaś mnie chyba wena dopadła, bo tu już ósmy rozdział powstaje :) Życzę sobie, żeby było tak dalej dobrze jak jest :)

środa, 30 stycznia 2013

VII

-Słucham
-Śpisz już? Kochanie, strasznie źle się czuję, Zaraz chyba zemdleję.  - słychać było w słuchawce tylko pik i rozłączenie się. Powiedziałam tylko ciche "Boże" i wykręcałam nadal numer mamy. 
-Radek, coś się stało, tylko nie wiem co... Mam do Ciebie ogromną prośbę. Wiem, że może nie powinnam, bo znamy się tak na prawdę od mojego przyjazdu tu, ale dla mnie liczy się każda minuta. Mógłbyś jechać do mnie, do  domu i sprawdzić co sie stało z moją mamą? Powiedziała, że strasznie źle się czuje i usłyszałam tylko jak upada i telefon się rozłączył. Próbowałam do niej parę razy dzwonić, ale kurcze blaszka ma wyłączony telefon.
-No oczywiście Misiu...chalino... Tylko proszę podaj mi swój adres, a zaraz tam podlecę. 
-Nic się nie zmieniło, mieszkam dalej tam, gdzie mieszkałam, na Mostowej 4 przy Odrzyczce. Pamiętasz?
-Tak, tak, to ja pędzę, bo jeżeli mają decydować minuty to... to wolę być na czas - ruchem palca wskazującego każę mu się nachylić.
-Dziękuję - mówiąc to, pocałowałam go w policzek. W sumie sama nie wiem czemu, przecież to tylko przysługa robiona dla mnie. Chociaż... jest w tej chwili w pracy, a o to powinnam raczej poprosić Michała, przecież to jego żona i moja matka zarazem. No nic. Było minęło, nawet go nie zawrócę, bo uciekł już. Czuję się senna. Może wykorzystam ten moment, że nikogo u mnie nie ma i się prześpię? Zawsze tak reaguję na stres. Zasypiam. To najlepsza forma ucieczki. Wyciągnęłam z szafki obok moje słuchawki, podłączyłam je do Eryka i puściłam na cały głos 'People help people" Birdy. Nie wiem kiedy, zasnęłam.
Idę ulicą. Po obu stronach rosną piękne duże dęby, jest poranna, letnia pora. Mam na sobie moją ulubioną i jedyną sukienkę w kwiaty. Czuję się rześko, jest mi tak dobrze, jak nigdy, Ptaki ćwierkają, motyle latają. Po prostu żyć, nie umierać. Schodzę z drogi, udając się na pobliską łąkę. Jakieś 500 metrów ode mnie stoi pięknie zastawiony stół. Podchodzę bliżej, by zobaczyć co na nim jest. Ma wazon, a w nim piękne polne kwiaty, ma kieliszki, które połyskują w blasku słońca napełnione winem. Widzę w małym wiklinowym koszyku bułeczki francuskie, obok leżą rozłożone w miseczkach różne rodzaje dżemów. Przyglądam się i poznaję truskawkowy, morelowy i śliwkowy. Sztućce i talerze połyskują tak samo jak wino. Albo są nowe, ale ktoś znalazł idealny środek czyszczący do naczyń. Uśmiechnęłam się do siebie w duchu i nagle moją uwagę przyciąga karteczka przyłożona talerzem. Podejmuję ją i czytam:
 'Hej Skarbie. Mam nadzieję, że dobrze Ci tutaj. U mnie na Górze jest idealnie. Jak na Raj przystało. Zsyłam Ci z Nieba ten mały podarunek.Może to szczyt marzeń dla Ciebie nie jest, dlatego też za parę chwil podejdzie do Ciebie pewien młodzieniec. Być może będziesz zaskoczona, ale nie martw się. Z nim będzie Ci na ziemi dobrze. Myślę, że to jedyny i najodpowiedniejszy kandydat na męża. Trzymam za Was kciuki i błogosławię Wam, tu z Góry. Gdybyś miała jednak problemy, wal do mnie. 'Adres' dobrze znasz :) Muszę kończyć, bo św. Piotr zamyka bramę do ziemskiej poczty. Trzymaj się Maleństwo i pamiętaj. To ten jedyny! W końcu to on zorganizował Ci to wszystko, ja go tylko odpowiednio do tego natchnąłem. 
Twój tata'
Tata. On zawsze wiedział jak mi poprawić humor. Widzę go. Widzę mojego przyszłego męża. Jest ubrany w białą koszulę, ciemne jeansy. Tylko tyle jestem w stanie rozczytać z tak daleka. Zbliża się coraz bardziej, a ja czuję coraz bardziej znane mi motyle w brzuchu. Niedługo zamieszkają u mnie na zawsze! Nie wiem, Z każdym krokiem tej osoby boję się coraz bardziej tego, ze gdy tylko zobaczę, kim jest mój tajemniczy przyszły mąż, to wszystko się w życiu zmieni. I najgorsze - koniec z wolnością. On jest już na prawdę blisko. Posturę ma dziwnie znajomą, w ogóle chód, taki beztroski. Jest już na prawdę blisko... Zaraz, zaraz... Nie, to nie możliwe. To na pewno nie Ashton Kutcher. Szkoda. 
Czuję, jak trzyma mnie ktoś kurczowo za rękę. Tak, czułam już ten dotyk. Przebudzam się i widzę przestraszonego Michała. O nie!
-Michał? A mama?
-Spokojnie Miśka, spokojnie. Robią jej badania. Z tego co wiem, to nie jest dobrze. podejrzewają anemię, ale nic jeszcze nie jest pewne. Nie chciałem Ci nic mówić, ale od kilku dni ją coś męczyło. Mdlała prawie jak na zawołanie. Gdy zaczynaliśmy się kłócić, traciła na chwil przytomność. Nie wiem, może to przez przeciążenie. Szefowa za bardzo ją wykorzystuje. Traktuje ją jak 'podnieś, przynieś, pozamiataj'. Trzeba będzie z tym skończyć.
Nagle wjeżdża jakaś kobieta na łóżku. To mama!
-Mamo! Jak się czujesz, trochę mi słabo, ale już lepiej. Dziękuję, że przysłałaś do mnie Radka. Od razu przywiózł mnie tutaj.
-Dzień dobry Państwu. Widzę, że rodzinka w komplecie. Moje nazwisko Orłowski, będę Panią obserwował przez jakiś czas.  - powiedział młody lekarz. Czy wszyscy lekarze tu muszą być tak cholernie przystojni?
-Dzień dobry Witku, wiesz już coś może?
-Tak Michale... Nie wygląda to najlepiej. Potwierdziła się anemia, ale myślę, że to jest jeszcze nic w porównaniu z tym, co mam Wam wszystkim do powiedzenia... - mina mu zrzedła. Nie pasuje mi to.